Stałem spokojnie na wzgórzu, oglądając okolicę. Jakież wspaniałe jest dzieło Boskie! Podrapałem się po nosie, a gdy opuściłem dłoń, zauważyłem lekkie zadrapanie na palcu serdecznym. Cholera, jestem zbyt nieostrożny! Nic to, i tak pewnie Ci na dole mają gorzej. Kolejna ofiara pewnie, bo cóż innego mogło by zwabić tyle wiary. Poza moimi kazaniami, oczywiście. Ale pora na to, aby ruszyć moje marne ciało. W sumie to jestem głodny. Ech, wrócę na plebanię i zacznę zbierać ten cały szajs. Niech ja dorwę mojego Anioła Stróża. Wszystko na głowie, a eksperyment diabli porwali. Szlag. I do tego bolała mnie głowa. Jak zawsze zresztą, gdy budziłem się w jakimś miejscu, nie pamiętając jak tu dotarłem. Łaska Ducha Świętego, ot co. Pora wrócić do miasta. Zapowiada się piękny dzień!
Schyliłem się po cztery sztylety leżące na ziemi, i owinąłem je starannie w sukno, po czym wsadziłem za pazuchę. Na chwałę Pana!
Post został pochwalony 0 razy
|